| GALERIA |
EGO VAN ORTI WM
Valentine de l'Impermeable x Vigo d'Arsouilles
04. 07. 2012 r.
Imiona stajennie: Ego, Orti, Ori
Znaczenie imienia: -
Imiona stajennie: Ego, Orti, Ori
Znaczenie imienia: -
Rasa: Koń hanowerski
Płeć: Ogier
Maść: Kara
Odmiany na głowie: Gwiazdka z wąską łysiną
Odmiany przednie: 1/2 pęciny
Odmiany tylne: 2x ze stawem pęcinowym
Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist
Ilość gwiazdek: 0
Skoki: C-GP
Hodowla
OPIS
HISTORIA
Zanim jeszcze zaczęłam przygodę z własną stajnią, na jednych z zawodów poznałam pewną dziewczynę. Emily była niesamowitym jeźdźcem, z ogromnym potencjałem i możliwościami. Jakoś tak się stało, że się zakolegowałyśmy. Rozmawiałyśmy ze sobą i doradzałyśmy sobie w wielu sprawach, w tym tych końskich. Aż kilka lat temu Emily napisała do mnie, że ma największe skarby świata. Oczywiście, że musiałam przyjechać i je zobaczyć. Nie mogłam się tego doczekać! Jak widać dziewczyna też nie, bo gdy tylko taksówka podjechała do stajni, ona już stała na parkingu trzymając dwa trzylatki. Jeden z nich był kary, bardzo mocno zbudowany i wydawał się dość ociężały. Druga za to była klaczą, kasztanowatą, smukłą, niezwykle energiczną. Obydwa rumaki zachwyciły mnie niesamowicie. Jak się okazało kary to Ego van Orti a kasztanka Flora de Mariposa.
Konie były zajeżdżone i gotowe do treningu, a ja, gdy tylko mogłam, pomagałam w tym. Uwielbiałam jeździć na obydwu z nich, chociaż trzeba przyznać, że o wiele bardziej wolałam Florę. Kasztanka ruszała się niesamowicie, była taka żywiołowa, skoczna i energiczna. Orti przy niej wypadał bardzo kiepsko. Choć miał budowę, którą mógł wykorzystać na swoją korzyść, on był ociężałym ogierem. I tu właśnie zaczyna się jego historia.
Emily chciała trenować oba konie, wierzyła w nie, jednak miała coraz większe obawy względem Ego. Koń, chociaż dobrze radził sobie z przeszkodami, naprawdę nie chciał tego robić. Chociaż to nie tyle nie chciał, co nie chciało mu się pracować. O wiele bardziej wolał wylegiwać się w boksie. Koń-kot. Dziewczyna więc, po wielu próbach przekonania go do pracy, poddała się i o wiele mocniej trenowała z Florą. Oczywiście, brała Orti'ego codziennie na maneż i pracowała z nim, ale na przeszkodach nie wymagających, czasem w ogóle z nim nie skacząc. Co zrobić skoro koniowi się nie chciało? Mariposa rozwijała się niesamowicie, nawet nie wiedziałam, w którym momencie weszła na tak wysoki poziom, skakała jak szalona, wybijając się tak wysoko, że nie wiedziałam, że to jest możliwe. Orti za to trzymał się wtedy miedzy klasą P a N i dobrze mu było na jego miejscu. Powolne przejazdy i skoki oddawane z nudów nie zachęcały jednak jego właścicielki do trenowania z nim. Mimo to ona nadal uparcie twierdziła, że ten koń będzie skakał, że on potrafi i ba! Może to nawet pokochać!
A ja nie podcinałam im skrzydeł.
Jednak Emily nie potrafiła nic z nim zrobić. Chyba nie była przygotowana na aż tak wielki opór ze strony ogiera. To też zwróciła się o pomoc do profesjonalnego trenera. Wywiozła Orti'ego do stajni za granicą, gdzie trenował z odpowiednimi na to stanowisko ludźmi i odwiedzała go raz na miesiąc. Ego źle przyjął przeprowadzkę i dłuższą chwilę zajęła mu aklimatyzacja, ale później było już tylko lepiej. Okazało się bowiem, że Emily nie pomyliła się co do niego. Miał talent, i to wielki.
Zmiana diety dobrze wpłynęła na ogiera. Także częstsze ale krótsze treningi, które miały mu dodać energii, a nie odebrać mu siły. Trenerzy wypruwali sobie przy nim wszystko, co jeszcze zostało im pod ręką, ale ich trudy i starania nie poszły na marne. Po dość opornym i trudnym początku, koń zyskał dużo zapału do tej dyscypliny. Choć na treningach nadal był dość ślamazarny, na zawodach jego podejście szybko się zmieniło. Z niechęci przeszedł do miłości i zaczął gonić swoją kasztanowatą przyjaciółkę.
Emily mogła więc startować na dwóch swoich gwiazdeczkach. Odnosiło z nimi wielkie sukcesy od klasy C aż po konkursy Grand Prix. Lepszych koni nie mogła sobie wymarzyć. Niestety zdarzył się wypadek. Na jednych z zawodów Emily doznała bardzo poważnej kontuzji. Złamała nogę, pękły jej dwa żebra i skręciła rękę. Na czas jej powrotu do zdrowia to ja jeździłam Ego i Florę, jednak gdy dziewczyna wydobrzała - straciła zapał. Nie było w niej już dawnej Emily, która bez siodła i ogłowia mogłaby pójść na Grand Prix. Wizja skakania ją przerażała, a i ból od urazu co jakiś czas się odzywał. Nagle jej największa pasja stała się jej największym wrogiem.
Podjęła trudną decyzję. Postanowiła przenieść się na ujeżdżenie, zakupiła nawet dwie perełki. Jednak nie miała czego zrobić z Mariposą i Orti'm. W końcu to konie skokowe całą duszą i ciałem, nie mogła nagle ich przenieść na ujeżdżenie. Musiała je sprzedać, jeżeli nie chciała, żeby się marnowały. I tak zrobiła.
A ja je kupiłam.
Po przyjeździe Ego miał duży problem z aklimatyzacją. Pomagała mu Flora, ale to i tak było mało. Tęsknił za domem, za Emily. Musiałam przez pierwszy miesiąc podawać mu zioła na uspokojenie, lecz kiedy przebrnął przez ten najtrudniejszy moment, zaczął się zaprzyjaźniać z innymi pracownikami i końmi, a to nie było aż tak trudne. Choć kiedyś faworyzowałam Florę, teraz Ego pokochałam równie mocno, albo i nawet bardziej. Ten ogier zdobył serca nas wszystkich.
OGÓLNIE O CHARAKTERZE
Jeżeli mogłabym go określić jednym słowem, byłoby to wierny. Oj tak, ten koń jest niesamowicie lojalny i oczekuje tego od ludzi, którym ufa. Nienawidzi zostawać pozostawiony, nie lubi być w nowych miejscach (o ile ktoś z załogi nie jest z nim), i przechodzi naprawdę ogromne katusze, gdy wyślemy go czasem na tygodniowe czy dwutygodniowe treningi gdzie indziej i nie będziemy tam z nim.
Nigdy nie widziałam go, żeby odstawiał jakieś dzikie cyrki. Nie gryzie, nie kopie ani nie stara się zabić swojego jeźdźca bo taki ma kaprys. Ale umówmy się, zbyt ufny dla wszystkich też nie jest. Dlatego jeżeli nie jest się na jego liście ulubionych, lepiej pilnować się by nie zrobić czegoś głupiego.
WOBEC ZAŁOGI
Koń kieruje się jasnymi dla wszystkich zasadami. "Jeżeli nie znam cię zbyt dobrze, uważaj. Lepiej nie ufać, niż zaufać za bardzo". I to w sumie definiuje całe jego podejście do ludzi. O ile zna jakiegoś jeźdźca od kilku lat i trenuje z nim też dość sporo, to naprawdę jest koniem idealnym. Taki słodki misio, który nie zdaje sobie sprawy z własnej wagi, a potężny jest i może potężnie zmiażdżyć przy takim niewinnym przytulaniu... Pozwala ze sobą zrobić co tylko się komuś żywnie podoba. Uwielbia od swoich ludzkich ulubieńców dostawać smakołyki i być nagradzany drapaniem i pieszczotami.
Trochę gorzej mają osoby nowe w naszej załodze. Niby widzi ich codziennie, niby spędza z nimi trochę czasu, ale jeszcze nie zaskarbili sobie jego zaufania, więc koń jest bardzo oporny w kontaktach z nimi. Udaje nieprzystępnego i pewnie jeszcze trochę będzie badał, czy na pewno może się zbliżyć do danej osoby.
WOBEC OBCYCH
Nieznosi obcych. Jeżeli jakiś nieznany mu człowiek podchodzi do boksu i próbuje go pogłaskać, on uznaje to za największe wyzwanie. Zaczyna się denerwować, próbuje przegonić samą swoją postawą człowieka. Jeżeli to nie poskutkuje - będzie gryzł. Nie mogą go dotykać osoby obce, tym bardziej siodłać czy wsiadać na niego. Najpierw trzeba sobie wyrobić u niego zaufanie. Dlatego na jego boksie wieszamy tabliczki, że nie wolno go głaskać, dokarmiać i inne takie. Oczywiście zdarzają się przypadki, które mają to głęboko i daleko. A później słyszymy skargi, że koń nastraszył, ugryzł lub próbował kopnąć. Więc jeżeli widzisz Ego po raz pierwszy, pamiętaj. On ciebie też widzi po raz pierwszy.
WOBEC KONI ZE STAJNI
Nie należy on do koni otwartych, chcących dominować czy bawić się z innymi kopytnymi. To bardzo spokojny dzieciak, który lubi mieć przy sobie inne konie, ale bez przesadnego okazywania sobie czułości. On chce w świętym spokoju postać sobie w boksie czy na pastwisku, bez ciągłego zaczepiania. Nie lubi, gdy jakiś kopytny natrętnie zawraca mu dupę, więc w zamian mu ją może skopać, jeżeli już naprawdę będzie miał dość. Zdarza się to rzadko, ale jak już się stanie, cóż, Ego umie wykorzystać swoją siłę. Dlatego lepiej nie ryzykować i umieszczać go z leniuchami. Bo sam też nie lubi być.
WOBEC OBCYCH KONI
W sumie nie ma tu zbyt wielu rzeczy do opowiadania. Orti nawet nie stara się nawiązać kontaktu z obcymi końmi. Ma swoich stajennych przyjaciół i naprawdę woli nie wchodzić w drogę innym koniom. Jeżeli już naprawdę musi się z nimi widzieć np. na zawodach, ma je głęboko i daleko. I próbuje robić wszystko, żeby i one miały głęboko i daleko jego, bo nie w głowie mu zaprzyjaźnianie się z innymi. Ani tym bardziej podpadnięcie komuś. Trzyma się swego stada i to mu wystarcza.
W CZASIE KARMIENIA
Orti kocha jeść. Nie żartuję. To prawdziwy żarłok, chociaż powinnam go bardziej nazwać odkurzaczem, to najbardziej oddaje jego styl bycia. Nie ważne ile już zdążył zjeść, rzuci się na kolejne porcje, dopóki i tych nie zabraknie. Nie ma umiaru i trzeba mu bardzo pilnować diety. Stąd pojawiła się nowa kolekcja tabliczek "nie dokarmiać, koń na diecie". I z każdą większą wycieczką ludzi staramy się pilnować, by ktoś nie pomyślał o podrzuceniu mu smakołyku. Nie dość, że zostanie pogryzionym to nasz koń nigdy nie wyleczy się z nałogu. A już idzie ciężko. Gdy tylko widzi jedzenie, rzuca się jak głupi na boks. Przez to trzeba go było podkleić piankami, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Choć czasem próbuje jeść pianki, gdy za długo ma czekać...
W BOKSIE
Boks to jest jego królestwo i każdy kto tam wchodzi, musi się z tym liczyć. Chociaż wejść i tak nie każdy może. Tylko najbardziej zaufani i uwielbiani mają to prawo i przy okazji przywilej pod tytułem "nie zostanę skopany, za samo dotknięcie małym palcem u nogi jego ściółki". Jeżeli jednak ma go siodłać ktoś, kto nie jest aż tak lubianym ludziem, musi konia brać na kantar, o ile złapie jego głowę, a następnie wyprowadzić i dopiero po wyprowadzeniu siodłać. Zaufane osoby mogą za to nawet w tym boksie spać i oglądać z Ego seriale. Ego naprawdę je lubi!
W TRAKCIE CZYSZCZENIA
Ego to koń, który wcale nie musiałby dbać o swój wygląd, bo po co. Niestety źli właściciele chcą dla niego dobrze i nie rozumieją jego prawdziwych potrzeb. Zapewne tak sobie myśli za każdym razem, gdy widzi swój sprzęt do czyszczenia na horyzoncie. O ile samo szczotkowanie nie jest jakąś tragedią, o ile się go przywiąże, tak czyszczenie kopyt bywa bardzo niebezpieczne. Nie ważne jak miły może być dla ciebie Orti, kopyt nienawidzi podawać. Trzeba go wyprowadzać z boksu do ich czyszczenia bo w boksie niebezpiecznie. I przede wszystkim trzeba z nim walczyć o te kopyta. Pracujemy nad tym ale idzie nam wyjątkowo opornie. Kiedy w końcu już poda nogę, po ciężkiej batalii i starciu sił koń vs. człowiek, potrafi je po dwóch sekundach znów postawić na ziemi, więc trzeba się bardzo spieszyć. Nienawidzi też pryszniców. Jeju, jaka to na nich bestia. Gdy tylko zauważa jak się sprawy mają, potrafi wydębować, bo tak, bo on nie chce. Gdy tylko poczuje na swoich nogach wodę, od razu kładzie uszy, tupie, rzuca się i wydziwia. Będzie skakał na boki, byle tylko ten strumień o nie dopadł. Z gąbką i wiaderkiem nawet nie ma co próbować, to zbyt bliski kontakt, gdy między tobą i Orti'm jest jedynie woda.
U KOWALA/WETERYNARZA
Jak już mówiłam, Ego nienawidzi gdy ktoś przywiązuje zbyt dużą uwagę do jego ciała. Samo czyszczenie kopyt może skończyć się źle, wyobrażacie sobie co ten koń robi gdy przychodzi pora na kowala albo lekarza? Chyba dostatecznie dobrze sytuację odda fakt, że najczęściej musi dostawać środki uspokajające, żeby cokolwiek dało się z nim zrobić, inaczej będzie walczyć o wolność.
OGÓLNIE O TRENINGACH
Dla Orti'ego takie coś jak trening mogłoby w ogóle nie istnieć, naprawdę. To nie jest mu do życia potrzebne, przynajmniej on tak twierdzi. Nie przepada wstawania z boksu, siodłania i ciągnięcia go na maneż. Jeżeli od samego początku nie zbierze się go do kupy, prawdopodobnie zaśnie pod jeźdźcem.
Na Ego nie pozwalam jeździć byle komu. Przede wszystkim jeździec musi wiedzieć, czego chce od tego konia, bo niestety ale on zrobi wszystko, żeby tylko nie musieć trenować. Potrzebuje więc kogoś z silną ręką, kto rozbudzi w nim te chęci doskoczenia. Najlepiej jest dawać mu też nowe wyzwania, żeby się nie znudził, jak najwięcej nowości, ciekawie ustawionych przeszkód, różnych stylów w jakich się prowadzi trening. Jeżeli będzie czuł monotonię, to naprawdę nie ruszy.
ZACHOWANIE
Chociaż Orti nie lubi treningów, nie będzie się na nich źle zachowywał. To zdecydowanie nie jest typ konia upartego, dominującego, który wystrzela ci tysiące baranków, tylko po to, żebyś zrozumiał, że jeździsz na królu. O nie. Ale jednak należy pamiętać, że tak oddany wszystkiemu też nie będzie. Z wielką chęcią od samego początku sprawdza jeźdźca. Nie w zakresie baranków, ale tempa. Będzie cały czas zwalniał tempo, stawał, chodził koliście, zakręcał do środka, zatrzymywał się z brakiem motywacji do ruszenia dalej. No tragedia. Lecz jeżeli tylko od samego początku pokaże mu się, że nie ma tak lekko i będzie się mu utrzymywać w miarę żwawe tempo, to nie powinien się zatrzymywać. Ma też paskudną manierę machania głową, próbujemy z tym walczyć, ale on zaciekle wyrywa nam wodze, bo tak.
ROZGRZEWKA
Ego to koń, którego bardzo ciężko ruszyć. Żeby się rozchodził i mógł iść jakoś żwawiej, potrzebuje naprawdę dużo czasu. Czasem do jego zapalanie zaczyna się po dziesięciu minutach, a przejście na trochę bardziej sprzyjający - dwudziestu. Rozgrzewki z nim są katorgą nie tylko dla niego samego, ale i jeźdźców. To wielkie cielsko nie chce kompletnie się ruszać i trzeba mu poświęcać dwa razy więcej czasu na rozgrzewkę, niż innym koniom.
INNE KONIE A EGO
Ten koń to najgorsza możliwa opcja na pozycji prowadzącego. Jego miejsce jest na samym końcu zastępu, albo najlepiej na osobnym kole w środku, gdzie może działać swoim leniwym tempem. Nie przepada też naruszania jego przestrzeni osobistej. Więc o ile żaden koń nagle nie stwierdzi, że zabawnie byłoby Orti'emu wjechać w zad, będzie dobrze. Choć z drugiej strony nie lubi być zupełnie osamotniony. Gdy przez jego wolne tempo zastęp będzie po przeciwnej stronie ujeżdżalni, on najprawdopodobniej wlezie do środka, żeby gonić swoich kumpli. Dlatego trzeba go mocno trzymać, skupionego na trasie i nie pozwolić mu się rozglądać.
TRENING SKOKOWY
Z Ego jest bardzo śmieszna sytuacja. On kocha skakać i na zawody mógłby jeździć cały czas. Problem w tym, że nienawidzi trenować i takie skoki z nim bywają tragicznie trudne. Staramy się mu zawsze dawać ciekawe ustawienia przeszkód, a i dbamy o sam ich wygląd, ale on zazwyczaj nie docenia naszej pracy. Jeżeli ma już cały tor pokonać, to trzeba go trzymać niesamowicie mocno. Gdy tylko zobaczy konia wesoło stojącego i czekającego na swoją kolej, najprawdopodobniej zada ci pytanie "czemu ja tak nie mogę?" w sposób najmniej subtelny z możliwych. Wyrwie się z toru przeszkód. Nie ważne, że za jeden takt powinien już się wybijać, zjedzie ci z trasy tak szybko, że nie zauważysz. Dlatego wodze jak najkrócej, ale też żeby nie było mu niewygodnie, bo w ogóle splajtuje, pilnowanie go łydką, ale nie za mocno, bo jak się do niej przyzwyczai, to nie będzie na nią reagował, i jedziemy. Przynajmniej staramy się. Kiedy koń już wpadnie w rytm to nie jest tak źle, no ale cóż, nie chce mu się jeżeli to tylko trening.
LONŻA
Nie, nie i jeszcze raz nie. Orti to najmniej odpowiedni koń na lonżę. Przecież to jeszcze większa nuda niż trening, na którym i tak ledwo udaje mu się utrzymywać kontakt ze światem. On nienawidzi chodzić na lonży. Jeżeli już nawet zgodzi się ruszyć czymś szybszym od "stój", to będzie to robił tak powoli,z taką niechęcią, że można samemu zdechnąć patrząc na niego. No i zacznie wchodzić nagminnie do środka. Nie da się z nim na lonży pracować.
TEREN
Jest jednocześnie najlepszym i najgorszym koniem do pracy w terenie. Z jednej strony w tym terenie trochę ożywa, a więc idzie bardzo przyjemnym, rytmicznym krokiem, który w dodatku tak łatwo jest wysiedzieć. o magia jak on cudownie chodzi w tym terenie. Ale z drugiej strony jego odwaga co do wyzwań i przygód zaczyna się i kończy na terenie stajni i/lub maneżu. Jeżeli wyjedzie poza, zaczyna nagle widzieć wszędzie jakieś teorie spiskowe, jakieś matrixy, reptilianów i jeden brokat wie tylko co jeszcze. Najmniejszy zajączek jest dla niego jak strażnik tej kniei i nie wolno dalej jechać. Trzeba uciekać, w podskokach na dwa metry, z panicznym rżeniem. Najlepiej jeszcze zrzucając jeźdźca, bo bez balastu szybciej można uciec. Dlatego też nie nadaje się ani trochę na konia prowadzącego. Z tyłu też nie może iść bo tylko będzie się cały czas oglądać, czy ktoś przypadkiem za nim nie idzie. A jak zobaczy swój cień za nim to już w ogóle tragedia. Najlepiej więc czuje się w środku, a ze względu na jego ożywione tempo, może jechać w środku. A już w ogóle jest w raju, gdy obok niego jedzie Flora de Mariposa, no albo przed nim na upartego. Wtedy świat staje się puszysto różowym miejscem, a on nagle zyskuje odwagę do przemierzania piankowych równin.
OGÓLNIE NA ZAWODACH
Choć Ego to czysta tragedia na treningu, esencja lenia i największy okaz nieróbstwa, tak na zawodach wszystko się zmienia. Atmosfera tego wszystkiego naprawdę dobrze na niego wpływa. Rozumie, że jest tu w jakimś konkretnym celu - by wygrać. A on naprawdę lubi wygrywać, co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. Zrobi wszystko, by tylko poszło mu jak najlepiej. Zaczyna się angażować, chce osiągać więcej i więcej, sam sobie rzuca wyzwania. Zupełnie nagle staje się z niego koń marzenie.
ZACHOWANIE W PRZYCZEPCE
Wchodzenie do przyczepki nie stanowi dla niego jakiegoś wielkiego problemu, niestety nie jest też do tego pozytywnie i ochoczo nastawiony. I niestety nie podchodzi do tego ze zdrowym rozsądkiem, a zbyt dużą czujnością. Musimy z nim o wiele wcześniej wychodzić, żeby mógł sobie obadać przyczepkę z każdej możliwej strony. Chodzi wtedy jak nabuzowany pies na smyczy, szarpie tam, gdzie chce iść i wszystko dokładnie obwąchuje i stuka kopytem. Gdy jest pewny, że to na sto procent przyczepka a nie mięsożerny potwór - wchodzi. O wiele szybciej ten proces przechodzi, gdy jest przy nim Flora de Mariposa. Wychodzenie za to jest ekspresowe. Wypada niczym koń wyścigowy z bramki, nagle hamuje, jakby własnie bawił się w reining i rozgląda jak gdyby nigdy nic. Najlepiej czuje się jadąc z drugim koniem, sam trochę panikuje.
ZACHOWANIE NA ROZPRĘŻALNI
Na rozprężalni już widać po nim, że załapał bakcyla zawodów. Nagle z opornego lenia zmienia się w bardzo energicznego konia, który aż rwie się do pracy. Potrzebuje trochę czasu, żeby się rozluźnić i dobrze rozchodzić, dlatego idziemy najwcześniej jak się da na maneż. Niestety czasem jakiś bardziej nachalny koń lub fotograf mogą go rozproszyć, dlatego im niej osób wie o jego rozgrzewce, tym lepiej.
ZAWODY SKOKOWE
Ego jest niesamowity. Naprawdę, niesamowity. On nie skacze, on sunie w powietrzu z największą gracją, tak jakby latał a lot był jego jedynym naturalnym i wrodzonym sposobem poruszania się. Ale może zacznijmy od początku. A sam początek jest dość trudny. Choć jest pełen energii na zawodach, trochę tej jego flegmy nadal zostaje. Pierwsze zagalopowanie i pierwszy najazd na przeszkodę wyglądają tak, jakby nie umiał przyspieszyć, bo grzęźnie w betonie. Idzie bardzo opornie i trzeba go mocno ścisnąć i ruszyć, żeby załapał, że ma iść szybciej. I następuje pierwszy skok, i w tym momencie wszystko staje się dla niego jasne. Już każdy kolejny najazd wykonuje bardzo płynnym galopem, może nie należy do najszybszych, ale nie jest powolny. To energiczny, bardzo rytmiczny chód, w którym wygląda, jakby właśnie lewitował a nie biegł. Mimo jego dużej masy jest bardzo zwrotny. Potrafi wykorzystać swoje mocno rozbudowane mięśnie i wykonać nagły, szybki zwrot. Nie boi się też trudnych najazdów w dużej prędkości. Nie ważne czy się pomyli, czy potknie, nie wychodzi z tego samego, świetnego tempa i dobrze trzyma rytm. A skoki? O matko! Naprawdę nie wiem skąd Emily wytrzasnęła konia który skacze w taki sposób, ale jeszcze nigdy nie widziałam rumaka, który oddaje skoki tak jak Ego. Przede wszystkim ten koń skacze bardzo mocno, wybija się silnie z zadu i leci daleko. Ma niesamowicie długi skok, przez co na stacjonatach trzeba go nieźle wstrzymywać. Za to oksery i tripple? Skacze je nieziemsko! Wybija się mocno z zadu, pewnie, daleko. I składa się w ten swój magiczny sposób, który my nazywamy akordeonem. Prostuje szyję, nogi chowa przed siebie i w ten sposób leci. Naprawdę nie spodziewałam się, że koń skaczący w taki sposób, mógłby zajść tak daleko. Kiedyś niektórzy mówili, że on kaleczy skoki. Ale tak naprawdę ze swoją niespotykaną techniką jest mistrzem. Opanował ją w stu procentach i teraz może szybować z pełną gracją nad przeszkodami. Zawsze robi duże zapasy nad drągami. Podczas przejazdu bierze sobie do serca radę jeźdźca, ale sam także wykazuje sporą inicjatywę. Ma ogromne serce i talent do tego co robi. Skacze po swojemu, biega po swojemu, ale jest w tym mistrzem i tym samym pokazuje, jak jest temu oddany. Gdyby mógł, już dawno szybowałby na skrzydłach. On pragnie latać, a skoki choć na chwilę mu to umożliwiają.
TRENINGI (4)
SKOKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz