FLORA DE MARIPOSA WM
Adeline x For Pleasure
20. 05. 2013 r.
Imiona stajennie: Flora, Mariposa, Florek, Floruś
Znaczenie imienia: Motyl
Imiona stajennie: Flora, Mariposa, Florek, Floruś
Znaczenie imienia: Motyl
Rasa: Koń hanowerski
Płeć: Klacz
Maść: Kasztanowata
Odmiany na głowie: Łysina z przejściem w wąską łysinę
Odmiany przednie: 2x ze stawem pęcinowym
Odmiany tylne: Nadpęcie i ze stawem nadgarstkowym
Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist
Ilość gwiazdek: 0
Skoki: C-GP
Pokazy
Wystawy
Hodowla
OPIS
Zanim jeszcze zaczęłam przygodę z własną stajnią, na jednych z zawodów poznałam pewną dziewczynę. Emily była niesamowitym jeźdźcem, z ogromnym potencjałem i możliwościami. Jakoś tak się stało, że się zakolegowałyśmy. Rozmawiałyśmy ze sobą i doradzałyśmy sobie w wielu sprawach, w tym tych końskich. Aż kilka lat temu Emily napisała do mnie, że ma największe skarby świata. Oczywiście, że musiałam przyjechać i je zobaczyć. Nie mogłam się tego doczekać! Jak widać dziewczyna też nie, bo gdy tylko taksówka podjechała do stajni, ona już stała na parkingu trzymając dwa trzylatki. Jeden z nich był kary, bardzo mocno zbudowany i wydawał się dość ociężały. Druga za to była klaczą, kasztanowatą, smukłą, niezwykle energiczną. Obydwa rumaki zachwyciły mnie niesamowicie. Jak się okazało kary to Ego van Orti a kasztanka Flora de Mariposa.
Konie były zajeżdżone i gotowe do treningu, a ja, gdy tylko mogłam, pomagałam w tym. Uwielbiałam jeździć na obydwu z nich, chociaż trzeba przyznać, że o wiele bardziej wolałam Florę. Kasztanka ruszała się niesamowicie, była taka żywiołowa, skoczna i energiczna. Orti przy niej wypadał bardzo kiepsko. Choć miał budowę, którą mógł wykorzystać na swoją korzyść, on był ociężałym ogierem. Kiedy Ego utknął przez długi czas na klasie max. N, Flora rozwijała się niesamowicie szybko, zachwycając każdego swoimi umiejętnościami.
Emily bardzo mocno skupiła się na rozwoju Flory, klacz była niesamowita, mimo bardzo lekkiej budowy miała w sobie nieokiełznaną siłę. I mam na myśli naprawdę nieokiełznaną, była tak podekscytowana każdym skokiem, że nie wiedziała co robić z tymi wszystkimi emocjami i co chwila brykała czy wykopywała równie wysoko co skacze. Taki jej sposób z radzeniem sobie ze wszystkim, co nabudowało się w jej piersi przez ten sport. Była w dodatku dość skomplikowanym koniem, nie zawsze chciała przy sobie obecności człowieka, nie zawsze pozwalała do siebie podchodzić miała ona swoje humorki i odpały. Przy dobrym humorze skakała brykając na lewo i prawo, przy złym robiła wszystko, by zrzucić jeźdźca.
Nie mniej jednak rozwijała się, nawet jeżeli z tymi wszystkimi brykami i wybuchami energii w trakcie przejazdu, miała ogromny zapał i serce do tego sportu, po poświęceniu jej odpowiedniej dawki cierpliwości naprawdę rozwijała skrzydła na parkurach i pięła się wysoko. Sama Emily nie spodziewała się, że naskakiwanie jej coraz wyżej i wyżej będzie tak łatwe… no, pod kątem czasowym, bo wiadomo jak to z tym jej ciężkim charakterkiem konia damy.
Emily mogła więc startować na dwóch swoich gwiazdeczkach. Odnosiło z nimi wielkie sukcesy od klasy C aż po konkursy Grand Prix. Lepszych koni nie mogła sobie wymarzyć. Niestety zdarzył się wypadek. Na jednych z zawodów Emily doznała bardzo poważnej kontuzji. Złamała nogę, pękły jej dwa żebra i skręciła rękę. Na czas jej powrotu do zdrowia to ja jeździłam Ego i Florę, jednak gdy dziewczyna wydobrzała - straciła zapał. Nie było w niej już dawnej Emily, która bez siodła i ogłowia mogłaby pójść na Grand Prix. Wizja skakania ją przerażała, a i ból od urazu co jakiś czas się odzywał. Nagle jej największa pasja stała się jej największym wrogiem.
Podjęła trudną decyzję. Postanowiła przenieść się na ujeżdżenie, zakupiła nawet dwie perełki. Jednak nie miała czego zrobić z Mariposą i Orti'm. W końcu to konie skokowe całą duszą i ciałem, nie mogła nagle ich przenieść na ujeżdżenie. Musiała je sprzedać, jeżeli nie chciała, żeby się marnowały. I tak zrobiła.
A ja je kupiłam.
Po przyjeździe Ego miał duży problem z aklimatyzacją. Pomagała mu Flora, ale to i tak było mało. Tęsknił za domem, za Emily. Musiałam przez pierwszy miesiąc podawać mu zioła na uspokojenie, lecz kiedy przebrnął przez ten najtrudniejszy moment, zaczął się zaprzyjaźniać z innymi pracownikami i końmi, a to nie było aż tak trudne. Choć kiedyś faworyzowałam Florę, teraz Ego pokochałam równie mocno, albo i nawet bardziej. Ten ogier zdobył serca nas wszystkich.
Konie były zajeżdżone i gotowe do treningu, a ja, gdy tylko mogłam, pomagałam w tym. Uwielbiałam jeździć na obydwu z nich, chociaż trzeba przyznać, że o wiele bardziej wolałam Florę. Kasztanka ruszała się niesamowicie, była taka żywiołowa, skoczna i energiczna. Orti przy niej wypadał bardzo kiepsko. Choć miał budowę, którą mógł wykorzystać na swoją korzyść, on był ociężałym ogierem. Kiedy Ego utknął przez długi czas na klasie max. N, Flora rozwijała się niesamowicie szybko, zachwycając każdego swoimi umiejętnościami.
Emily bardzo mocno skupiła się na rozwoju Flory, klacz była niesamowita, mimo bardzo lekkiej budowy miała w sobie nieokiełznaną siłę. I mam na myśli naprawdę nieokiełznaną, była tak podekscytowana każdym skokiem, że nie wiedziała co robić z tymi wszystkimi emocjami i co chwila brykała czy wykopywała równie wysoko co skacze. Taki jej sposób z radzeniem sobie ze wszystkim, co nabudowało się w jej piersi przez ten sport. Była w dodatku dość skomplikowanym koniem, nie zawsze chciała przy sobie obecności człowieka, nie zawsze pozwalała do siebie podchodzić miała ona swoje humorki i odpały. Przy dobrym humorze skakała brykając na lewo i prawo, przy złym robiła wszystko, by zrzucić jeźdźca.
Nie mniej jednak rozwijała się, nawet jeżeli z tymi wszystkimi brykami i wybuchami energii w trakcie przejazdu, miała ogromny zapał i serce do tego sportu, po poświęceniu jej odpowiedniej dawki cierpliwości naprawdę rozwijała skrzydła na parkurach i pięła się wysoko. Sama Emily nie spodziewała się, że naskakiwanie jej coraz wyżej i wyżej będzie tak łatwe… no, pod kątem czasowym, bo wiadomo jak to z tym jej ciężkim charakterkiem konia damy.
Emily mogła więc startować na dwóch swoich gwiazdeczkach. Odnosiło z nimi wielkie sukcesy od klasy C aż po konkursy Grand Prix. Lepszych koni nie mogła sobie wymarzyć. Niestety zdarzył się wypadek. Na jednych z zawodów Emily doznała bardzo poważnej kontuzji. Złamała nogę, pękły jej dwa żebra i skręciła rękę. Na czas jej powrotu do zdrowia to ja jeździłam Ego i Florę, jednak gdy dziewczyna wydobrzała - straciła zapał. Nie było w niej już dawnej Emily, która bez siodła i ogłowia mogłaby pójść na Grand Prix. Wizja skakania ją przerażała, a i ból od urazu co jakiś czas się odzywał. Nagle jej największa pasja stała się jej największym wrogiem.
Podjęła trudną decyzję. Postanowiła przenieść się na ujeżdżenie, zakupiła nawet dwie perełki. Jednak nie miała czego zrobić z Mariposą i Orti'm. W końcu to konie skokowe całą duszą i ciałem, nie mogła nagle ich przenieść na ujeżdżenie. Musiała je sprzedać, jeżeli nie chciała, żeby się marnowały. I tak zrobiła.
A ja je kupiłam.
Po przyjeździe Ego miał duży problem z aklimatyzacją. Pomagała mu Flora, ale to i tak było mało. Tęsknił za domem, za Emily. Musiałam przez pierwszy miesiąc podawać mu zioła na uspokojenie, lecz kiedy przebrnął przez ten najtrudniejszy moment, zaczął się zaprzyjaźniać z innymi pracownikami i końmi, a to nie było aż tak trudne. Choć kiedyś faworyzowałam Florę, teraz Ego pokochałam równie mocno, albo i nawet bardziej. Ten ogier zdobył serca nas wszystkich.
Nie
jest to klacz przyjazna. To jeden z tych koni, które na swoich boksach mają
napisane czerwoną czcionką, z caps locka, podkreślone, że nie wolno podchodzić,
a tym bardziej głaskać. To, że się tutaj zaaklimatyzowała i od lat trenuje, nie sprawia, że przestała być rudą małpą, która ostrożnie dobiera swoje towarzystwo. Jest damą, wybiera kogo
lubi, do kogo się przywiąże, a nawet wtedy pozwala na dotykanie jej kiedy ona
na to zezwoli i nie inaczej. Czasem więc oczekuje masy atencji i miłości, innym
razem kładzie uszy i jasno daje do zrozumienia, że to nie jej dzień i zamieni
się w nie twój dzień, jeżeli podejdziesz.
Cholernie
dominująca w stosunku do koni, długo dobieraliśmy jej przyjaciół, jeżeli można
tak te niewinne konie nazwać, na padok. I naprawdę nie było łatwo. Musieliśmy
ją rozdzielać z innymi, bo nasze klacze sportowe kończyły z czasem i otwartymi
ranami, gdy ta potwora je goniła, gryzła i kopała, mimo że te nawet do niej nie
podchodziły. Po długich próbach socjalizowania jej z końmi najlepszym wyjściem
okazały się klacze quarter, z którymi jakoś tak na spokojnie żyje i nie czuje
potrzeby, by się wśród nich panoszyć i cały czas udowadniać swoją pozycję,
chyba przez to, że te mają aż tak wyjebane. Za to bardzo lubi spędzać czas z Ortim, wychowali się razem. Choć trzymanie klaczy i ogiera na tym samym padoku to nie najlepszy pomysł, tak zawsze wypuszczamy je na sąsiednie padoki, gdzie gonią się wokół pastucha radośnie i nagle się okazuje, że ta klacz potrafi być miła i skora do zabawy.
Nie
jest to łatwy koń do treningu. Zacznijmy od tego, że nie zawsze ma ochotę i
humor na trening. Gdy się ją weźmie w jej gorszy dzień, o panie, ile to jest
proszenia na zmianę z zaciskaniem zębów, gdy próbujesz utrzymać się w siodle. W
swoje dobre dni to też nie jest aniołek. Ona kocha skakać, tylko swoją miłość
prezentuje jak większość swoich form atencji, poprzez atakowanie. Atakuje te
przeszkody jak szalona, z takim zapałem, jakby miała umrzeć, jeżeli nie skoczy
z co najmniej dwudziesto centymetrowym zapasem a utrzymanie jej w spokoju,
garnięciu, jakimś zebraniu chociaż, żeby nie leciała na łeb na szyję jest
bardzo trudne. Nie mówiąc, że potrafi się obrazić za wstrzymywanie ją a wtedy
po treningu i prawdopodobnie zdrowiej i niepoobijanej dupie. W dodatku nie radzi sobie z emocjami, jakie wywołują u niej skoki, więc żeby rozładować to wszystko co w niej siedzi, żeby nie zjadło jej to od środka, pozwala na szybkie wybuchy energii brykaniem i kopaniem w powietrzu. Czasem, jak wykona bardzo dobry skok, kopie nawet w powietrzu, bo tak.
Rozumie
atmosferę zawodów, czuje ją na sobie i staje się jeszcze bardziej dominująca,
niż zwykle. Trzeba naprawdę pracować z nią z ziemi przed zawodami, żeby
przypomnieć jej kto tutaj dowodzi. Na rozprężalni ma bardzo szerokie, gęsto
zaplecione czerwone wstążki, żeby każdy widział, że ma nie podjeżdżać, bo klacz
wykopie w kosmos. Jest na zawodach by udowodnić, że to ona jest królową i nie
pozwoli sobie odebrać tego tytułu.
ZAWODY SKOKOWE
Jest
cholernie ambitna i zacięta, ma ducha walki i duszę stworzoną by latać. A przy
tym pokazuje to nie tylko w swoich wspaniałych, pełnych energii i szybkości
przejazdach, ale i w tym, że chce zdominować jeźdźca. Dogadanie się z nią na
parkurze nie należy do najłatwiejszych, ma bardzo silny i temperamentny
charakter i jasno pokaże, że to ona jest w dowodzeniu. Jeżdżą z nią tylko
doświadczeni zawodnicy, którzy rozumieją jak ją przejąć pod kontrolę,
jednocześnie jej nie demotywując. To petarda na zawodach, galopuje jakby ją z armaty
wystrzelili, cholernie szybka, wręcz kładąca się na zakrętach gdy ściga się do
przeszkody. Bo ona nie robi najazdów na przeszkodę, ona robi wyścigi na
przeszkodę. Skacze całym swoim sercem bez wyjątku, nawet w najazd wkłada całą
siebie i wszystkie swoje siły. Jeździec musi się nauczyć pracować z tą jej aurą
i energią, musi pozwolić jej tak gnać, bo to jej ulubione tempo do pokonywania
parkuru, ale jednocześnie nie pozwolić jej na robienie supermena i podebrać
trochę, żeby ładnie się zaokrągliła, a ona zrobi resztę. Nic jej nie zniechęci.
Jest świetna w długich najazdach, nie musi ich skracać, bo i tak zyska czas dobiegając
do nich jak szalona. Potrafi być zwinna, jeżeli się ją skróci, ale jednak preferuje szerokie parkury, to na nich lśni najjaśniej. Skacze z ogromną
siłą z zadu, tak, że aż jeźdźca wywala na szyję. Pięknie baskiluje nad
przeszkodami i chowa nogi, szanuje drągi, nie chce żadnego trącić. Jeżeli jakiegoś
trąci, nawet nie zrzuci, jedynie muśnie, już się zaczyna wkurzać, bo jest ambitna i
wymaga od siebie więcej, niż od swojego jeźdźca, trzeba być wtedy gotowym na
ponowne zmotywowanie jej do pracy. Kombinacje jej nie straszne, jeżeli tylko
dobrze podbierze się ją przed pierwszą przeszkodą w szeregu czy linii, ona już
sobie pomierzy dalej, w swoim tempie, swoimi szalonymi foulami, swoim
biegnięciem na kark, ale pomierzy. Jedyne, gdzie trzeba trochę ją od tego
wstrzymać to przerwy na jedną foule, wtedy faktycznie trzeba ją skrócić, żeby
ta jedna się tam zmieściła. Trzeba się dodatkowo liczyć z tym, że to bagaż emocji zebrany w piersi jednego konia, po udanych skokach, po tym, jak będzie z siebie niesamowicie dumna, bo skoczy idealnie coś trudnego, lub gdy po prostu pochwali się ją, żeby zmotywować ją do dalszego oddawania skoków w sposób, w jaki zrobiła przed chwilą, to wszystko ją emocjonalnie przerasta. Bardzo uczuciowy pod tym względem koń, więc żeby jakoś zelżeć sobie z tym wszystkim, co leży jej w danym momencie na sercu, zaczyna brykać jak porąbana. Udany skok, jeb z zadu, super szybki galop do oddalonej stacjonaty, od którego aż cieszy się jej serce? Jeb, jeb, jeb z zadu. Świetnie wykonany skok, kopie z zadu do góry już nad przeszkodą. Zmiana nogi w jej pełnym galopie? Zrobi ją, ale przez WYSKOK w powietrze całym ciałem. To cholerny ocean nieokiełznanej energii, z którą trzeba się liczyć i nauczyć współpracować, nie wstrzymywać, bo inaczej klacz zamknie się w sobie i obrazi na cały świat. Jej przejazdy parkuru zapierają dech w piersiach
nie tylko widowni, ale i samemu jeźdźcowi, za każdym razem aż ciężko złapać
oddech po tym jej przejeździe i silnych lotach.
TRENINGI (4)
SKOKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz