Ariana dla WS | Blogger | X X

czwartek, 14 listopada 2019

Carmelitation WM


GALERIA |

CARMELITATION WM
*Paranoic Smile x *Carmel
28. 10. 2015 r.

Imiona stajennie: Carmelia, Caramella, Cara
Znaczenie imienia: -

Rasa: Koń hanowerski
Płeć: Klacz
Maść: Kasztanowata
Odmiany na głowie: Gwiazdka
Odmiany przednie: -
Odmiany tylne: -

Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist

Ilość gwiazdek: 0
Skoki: C-GP
Pokazy
Wystawy
Hodowla


OPIS


HISTORIA
Nie ma tutaj raczej co dużo opowiadać. Carmelitation była naszym wielkim planem, naszym projektem marzeń. Miałyśmy naszą wspaniałą klacz Paranoic Smile i chcieliśmy dalej kontynuować jej talent w innym koniu, chcieliśmy przekazać to wszystko, no, może poza charakterkiem, do kolejnego konia, jej pasję, jej miłość, jej skoki, jej styl. Szukanie odpowiedniego ogiera naprawdę nie zajęło nam długo, to była prosta odpowiedź i jednocześnie strzał w dziesiątkę, hanower Carmel – jeden z najlepszych znanych mi koni skokowych. Wszystko dogadałyśmy z Miśką szybko i sprawnie i niedługo po tym doszło do pokrycia. Ciążę bacznie obserwowali weterynarze a my upewnialiśmy się, że nasze rosnące maleństwo, gwiazdeczka, która nawet się jeszcze nie urodziła, będzie miała wszystko, czego potrzebuje. Zmieniliśmy mocno dietę naszej Paranoi, żeby zapewnić jej jak najwięcej składników odżywczych, no naprawdę, nigdy chyba tak na konia nie chuchaliśmy i dmuchaliśmy. Aż w końcu po roku nastał ten czas. Poród.
Mieliśmy dużo obaw z tym związanych, klacz miała ustalony termin, tylko że jakoś nie chciała urodzić. Weterynarz dał nam kilka dni zapasu, po których dopiero będzie należało się bać. Więc czekaliśmy starając się zachować spokój. A ta mała nie chciała wyjść. Dopiero ostatniego dnia tego bezpiecznego odcinka czasu w końcu klaczka zaszczyciła nas swoją obecnością i nagle wszystkie stresy i wkurzenie tych ostatnich dni minęło, gdy zobaczyliśmy to maleństwo. No, nie maleństwo. To był naprawdę wielki źrebak. Aż weterynarz zażartował tekstem „a co wy, sterydami ją karmiliście?” kiedy ją zobaczył. No a w związku z tym, że była naprawdę wielka, była też silna, jak na świeżo upieczonego źrebaka. Wstała bardzo szybko i zaczęła się rozglądać tymi swoimi wielkimi oczami. A kiedy mama z czułością ją ogarnęła, by mogła prezentować się światu w lepszej formie, niż cała mokra i we krwi, mogliśmy zobaczyć jaka była piękna. Ciemny, głęboki kasztanowaty kolor z nie jasnymi, a rudymi prześwitami. Imię Carmelitation jakoś samo pojawiło nam się w głowach na jej widok.
Mała od samego początku miała charakterek, w tym koniu było tyle osobowości, że starczyłoby na pięć innych. Nazywaliśmy ją źrebakiem salonowym, bo z matką chciała siedzieć może przez pierwsze cztery miesiące swojego życia, po tym czasie stała się już przecież pełnoprawną odkrywczynią, prawda? A i Paranoja miała dość tego konia i miała w dupie, że Carmelitation zwiewała. Tak, zwiewała z padoku, całe szczęście nie hen i jeszcze dalej w pola, a wchodziła na inne padoki, zaczepiać dorosłe konie, albo po prostu wracała do stajni i chodziła między krzątającymi się pracownikami, „pomagając” im przy robocie. To przesuwała kopystki, to na pewno chciała tylko rozwiesić czaprak na dworzu i wcale a wcale machając nim nie chciała doprowadzić do zawału i popłoszyć właśnie siodłanych koni. Taaa, mieliśmy z nią wiele ciekawych historii, jak to wskoczyła przez płot na parkur w środku treningu, jak jakimś cudem wlazła na tor wyścigowy, kiedy akurat trenowali folbluty, albo jak pobiegła za nami na tor crossowy a my mieliśmy na tym etapie za bardzo dość, żeby się przejmować i pozwoliliśmy jej jechać z nami. Przy kowalu zawsze uważnie obserwowała jego robotę na innych koniach i wtykała nos w jego rzeczy, przy weterynarzu tak samo… raz jakimś cudem wbiła sobie igłę w nos i nieźle spanikowała, całe szczęście nie głęboko i tylko się dźgnęła. Towarzyszyła nam wszędzie i chodziła za nami jak pies, a raczej szczeniak bo przy okazji wszędzie rozrabiając i wszystko ruszając i wtykając nos. Przy niej nauczyliśmy się zamykać drzwi do pomieszczeń, bo żaden koń przecież nie pomyślał by, żeby tam wejść, prawda? Niby tak, aż do czasu pojawienia się jej…
Ale ta jej odwaga działała nam w sumie na rękę, wiedzieliśmy, że będzie to super stabilny i niepłochliwy koń, wiedzieliśmy, że nie będzie się bała wyzwań, no i była ciekawska i chętna do nauki. I w sumie jak przewidywaliśmy, tak się działo. Ta klacz to było marzenie do nauki. Chodzenie na lonży opanowała praktycznie od razu, rozumiała o co ludziom chodzi, jak reagować, szybko wyłapała polecenia głosowe i nawet nie trzeba było na nią cmokać. A i też zachowywała się jak prawdziwa profesjonalistka, nie urządzając żadnych głupich scen na lonży, po prostu grzecznie chodziła. Następnie skoki luzem. Kochała skakać i na tyle wiele razy spierdzielała z padoku, że już się sama pod tym kątem wyćwiczyła. Jej wielkie, pełne energii i siły foule, dobra praca zadu, świetne składanie się nad przeszkodą, dobra praca grzbietem tak, by go odciążyć a nie obciążać niepotrzebnie. I przy tym wszystkim czerpała taką ogromną z tego zabawę, że aż serce się cieszyło razem z nią. Przyjmowanie sprzętu przeszła celująco, nie denerwowała się i była szybka do akceptowania nowych rzeczy, chodziła z siodłem jakby była z nim urodzona na grzbiecie, a i samo przyjęcie człowieka przeszła na medal. Bardzo spokojna, odważna i ciekawa co się stanie, gotowa do nauki w każdej chwili. Naprawdę, wsiadanie na nią było przyjemniejsze, niż wsiadanie na niektóre z naszych w pełni zajeżdżonych koni. To bardzo inteligentna klacz, więc i sama nauka chodów przyszła jej jak z płatka. Bardzo szybko zrozumiała jak reagować na łydkę i jak na trzylatkę, świetnie sobie radziła z utrzymywaniem przyjaznego dla jeźdźca tempa, nie gnała a chodziła w swoim wygodnym dla siebie zakresie. To że ten jej wygodny dla siebie zakres, naturalna prędkość, to jakieś ferrari, to już inna sprawa. Na koniec, po wyrobieniu pleców, nauczenia podstaw ujeżdżenia potrzebnych do skoków i pracy na drążkach i cavaletkach wreszcie zaczęły się jej upragnione skoki a w tym już w ogóle była fenomenalna. Skakanie jej to czysta przyjemność. I tak oto minęło nam kilka lat z nią i mamy wrażenie, że wcale się nie zmieniła. Wciąż tak samo ciekawa świata, wpychająca wszędzie nos, wciąż chętnie chodząca za nami i dotrzymująca nam towarzystwa. Czasem jak coś robimy w stajni a ona jest w boksie, domaga się wypuszczenia, tylko po to, żeby pochodzić z nami. Niemożliwy koń.

OGÓLNIE O CHARAKTERZE
Pies. Gdyby mogła to by jeszcze zaczęłaby merdać ogonem. Wszędzie jej pełno, czasem aż zbyt pełno. Wejdzie za człowiekiem do każdego kąta i zakamarku. W sensie serio, wchodzi za nami do pomieszczeń. Kiedy stwierdzi, że to czas zaszczycić ludzi swoją osobą, po prostu przeskakuje przez pastucha i przychodzi z pełną gracją do stajni, patrząc na to, co tam robimy. Tak, wciąż zabiera czapraki i tak, wciąż jej ulubioną zabawą jest bieganie z nimi w te i na zad po całej stajni, wymachując przy tym głową żeby nimi jak najbardziej trzepać i miotać na wszystkie strony. Tak, konie wciąż dostają od tego zawału.

WOBEC ZAŁOGI
Uwielbia załogę, kocha z nami przebywać i nie da się jej ani trochę od tego odwieść. To w dużej mierze nasza wina, była naszym oczkiem w głowie i naprawdę tę klacz rozpieściliśmy i wychowywaliśmy na takiego konia salonowego. Domaga się, żeby z boksu nie wypuszczać jej na padok, a do nas, gdy na padoku się znudzi, też przychodzi do nas. Chodzi za nami wszędzie, raz chciałam się szybko wrócić po coś do domu no a jako że mieszkamy w ciepłej Australii, zostawiłam otwarte drzwi, żeby się w domu wietrzyło. I nie pomyślałam, że kasztanowaty ktoś mógłby za mną przyjść. Następną rzeczą, którą zobaczyłam, jak zbiegałam z powrotem po schodach do salonu to klacz z poduszką w pysku, miotająca nią wesoło, jednocześnie kłusując z salonu, przez jadalnię do kuchni i z powrotem (wiecie, cały dół otwarty, wszystko w jednym pomieszczeniu). Brakowało tylko, żeby rozłożyła się na kanapie. A później zupełnie nie rozumiała, czemu kazałam jej wyjść. Przez kilka następnych dni podchodziła pod drzwi balkonowe do mojego domu i patrzyła się w nie wyczekującym wzrokiem, żeby ją wpuścić. Jak zobaczyła, że psy mają specjalne okienko w drzwiach do wchodzenia – zaczęła przez nie wciskać głowę. Tak oto nasze psy straciły okienko do wchodzenia. Także tak, taki to koń wobec nas. Jak piesek.

WOBEC OBCYCH
Jest bardzo ciekawska, więc obcą osobę zawsze czeka inspekcja. Jeżeli tylko podejdzie za blisko, to znaczy na zasięg jej głowy, człowiek zostanie cały obwąchany i wymętolony chrapami, w poszukiwaniu ciekawych rzeczy. Jeżeli nie daj borze biedny odwiedzający miał na głowę czapkę to to słowo miał jest kluczowe, bo już jej nie ma, bo Carmelitation wzięła i najpewniej zaczęła się bawić. Jest jedną z ulubienic dzieci i zawsze robi furorę. Jeżeli przyjeżdża do nas jakiś ważny współpracownik z dzieciakami, żeby zrobić dobre wrażenie zawsze puszczamy Carmelitkę, która chodzi za tymi małymi ludźmi, wpatrzona w nich jak obrazek i podążająca za każdym ich krokiem i poleceniem. Za to nie możemy jej wypuścić, jeżeli ci sami współpracownicy mają dziecko w wózku… Raz się przydarzył incydent z wózkiem ze zwiedzającymi. Kobieta podjechała z maluchem w wózku, odwróciła na chwilę wzrok do starszego dziecka i w tym czasie klacz musiała oczywiście sprawdzić, co w tym dziwnym pojeździe się znajduje… Wyciągając dziecko za ubrania… Musieliśmy panią bardzo długo przepraszać.

WOBEC KONI ZE STAJNI
Jest bardzo otwarta i uwielbia się bawić. I nie rozumie czemu inne konie nie lubią się bawić tak jak ona. Prawdopodobnie naprawdę pozwoliliśmy jej za źrebaka spędzać zbyt dużo czasu przy ludziach, bo nie nauczyła się wszystkich typowych zachowań i ze swoim rozumieniem świata zatrzymała się na byciu dzieciakiem. Ona jest super przyjazna i chce się bawić, i zaczepia, i próbuje się ganiać, kiedy inne klacze zaczynają już w pełnym wkurwie kłaść na nią uszy. Przez co ona szybko nudzi się końmi, a po jakimś czasie i pastwiskiem i spierdziela do ludzi.

WOBEC OBCYCH KONI
Ona nie jest agresywna, ona ani razu nie próbowała być agresywna. Ale ona po prostu jest sobą i to na tym etapie już nie działa. Robi fatalne pierwsze wrażenie, kiedy wyskakuje na inne konie i chce się zacząć ganiać z nimi, a później patrzy się wielkimi, zbolałymi oczami niczym zbity, zmokły szczeniaczek, że niby dlaczego tamten koń chciał ją kopnąć. Pozwalamy jej podchodzić do obcych koni tylko, kiedy sami te konie znamy i wiemy, że to oaza spokoju, bo inaczej mogłaby nasza Carmelitation skończyć ze szwami.

W CZASIE KARMIENIA
Denerwuje się i kopie w boks, ale nie, nie dlatego, że chce dostać pierwsza i już jeść. Dlatego, że ludzie krzątają się po całej stajni i robią dużo rzeczy na raz, a ona nie może pooglądać i żąda wypuszczenia. Dlatego otwieramy jej boks a ona chodzi za nami w porze karmienia i przygląda się, jak sypiemy koniom do żłobów ich jedzonko, wącha je, czasem poliże, jeżeli dosypujemy jakiś proszek. Wiecie, taki tester jakości pokarmu. Aż w końcu gdy wszystkie dostały idzie z nami do siebie i grzecznie przyjmuje swoją dawkę, pozwalając się znowu zamknąć w boksie.

W BOKSIE
Żaden z naszych koni nie ma tyle zabawek w boksie i udziwnień jak ona. Na nawet piankową półkę na piłki i pluszami, bo kocha łapać rzeczy i nimi miotać na wszystkie strony świata. Z sufitu także zwisają jej zabawki. Ma różne rodzaje i smaki lizawek, żeby też się nie nudziła. Ale ona i tak wydziwia. Potraf jakiś czas stać w boksie, ale gdy tylko coś ją zainteresuje, od razu chce tam być i to zobaczyć i o mój borze! Czemu nie pozwalacie mi spojrzeć! No dobrze, zrobię robotę za was. W tym miejscu wstaw przerażony i wkurwiony jednocześnie krzyk Detalli, która widzi jak jej zjebany koń właśnie ze stój wyskakuje przez okienko do wyglądania w boskie! Nadal nie wiem jakim cudem wyskoczyła i się nie zawiesiła w nim przy okazji, naprawdę, niech mi ktoś wytłumaczy jakim cudem nie zadziałało tutaj prawo Darwina? Także tak, siedzi grzecznie w boksie, dopóki nie stanie się coś, co ją zainteresuje, a interesuje ją wszystko więc… praktycznie nie siedzi w boksie.

W TRAKCIE CZYSZCZENIA
To jeden z tych etapów, przy których nie ma z nią ani trochę problemów. W końcu może cały czas przebywać z człowiekiem. Ma jednak pewne zachowania, które powtarzane p raz setny potrafią sprawić, że żyłka pulsuje na czole. Chociażby kręcenie się, bo wiecie, ona zawsze musi patrzyć tak gdzie człowiek i nie rozumie, że ty chcesz jej teraz zad wyszczotkować, a nie cały czas na jej łeb się patrzeć. Po daniu jednak odpowiedniego przekupstwa potrafi na kilka chwil stać w miejscu i nie doprowadzać człowieka do szewskiej pasji. Jeżeli podnoszenie kopyt zmieni się w zabawę, też chętnie będzie je podawać, ba, będzie je sama podnosić z takim impetem, że aż straci równowagę i prawie wyrąbie się na człowieka, autentyczna historia, jednak złapała balans. Nie boi się myjek, ona się niczego nie boi, a myjka jest ciekawym miejscem. I nawet jej chęć zabawy wodą nie jest aż tak przeszkadzająca. W dodatku nauczyliśmy ją, że jeżeli będzie stać w miejscu grzecznie przez całe mycie, będzie mogła pomiotać szlaufem po tym, jak skończymy. Nie pytajcie czym biedny szlauf sobie zasłużył, ona potrzebuje tej nagrody.

U KOWALA/WETERYNARZA
Uwielbiają ją. Pewnie też uwielbialibyśmy jej zachowanie, gdybyśmy nie musieli znosić go codziennie i wszystkich minusów i problemów z tym się wiążących. Klacz nie sprawia żadnych problemów, oprócz tego, że wciąż z wielkim zainteresowaniem zagląda do przyborów, kiedy ci biedni ludzie chcą tylko wykonać swoją robotę. Jednak jak mówiłam, oni lubią jej zachowanie no widzą ją raz na jakiś czas, i zawsze przynoszą jej jakieś smakołyki w nagrodę, niczym lizak dla dzielnego pacjenta, dzięki czemu ta lubi ich jeszcze bardziej.

OGÓLNIE O TRENINGACH
Wszystkie swoje zachowania i nabijanie sobie minusowym punktów za zniszczone czapraki nadrabia tymi treningami. To jest tak przyjemny koń, żeby po prostu na nią wsiąść i jeździć. Po długim, stresującym dniu, wypełnionym szalonymi folblutami czy nadambitnymi WKKWistami z problemami ze sobą i pojęciem ogarniętego galopu, wyczyszczenie, osiodłanie i zabranie tej klaczy na maneż to taka nagroda.
Klacz zrobi na treningu wszystko, o co tylko się ją poprosi, pójdzie wszędzie, skocz wszystko, wyjedzie każdy narożnik a przy tym będzie radośnie podskakiwać z nóżki na nóżkę z taką ekscytacją, jakby właśnie pytała „czy widziałaś, co zrobiłam? Widziałaś? Widziałaś?!”. Bardzo się stara, próbuje ze wszystkich swoich sił i skupia się na swoim jeźdźcu, treningi z nią to dobrze spędzony czas.

ZACHOWANIE
To przemiła, przesympatyczna klacz na treningu, która jedyne co ma w głowie to chęć ucieszenia swojego jeźdźca. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek na treningu spróbowała odwalić coś, co chociaż miałoby szansę na wyrzucenie jeźdźca z siodła. To byłby prawdopodobnie jeden z bezpieczniejszych koni na oklepy. Nie testuje swoich jeźdźców, nawet nie zastanawia się kim jest osoba, która na niej siedzi, ważne, że ta osoba jest osobą, a więc człowiekiem, a więc trzeba zrobić wszystko, żeby człowiek był dumny. Po przejściu do stępa z każdego elementu, który robiła pierwsze co, to spojrzenie się w bok na jeźdźca, jakby wyczekiwała pochwały. I o jeju jak ona kocha pochwały, słowne czy pogłaskanie, zawsze rży z radości bo wie, że wykonała coś dobrze i jej człowiek też to wie. Czasem tylko wyrywa wodze, bo chce sobie pomachać głową, wydaje mi się, że tak radzi sobie ze swoją ekscytacją. Florek bryka i roznosi cały maneż, a Cara macha głową z uznaniem dla siebie.

ROZGRZEWKA
Carmelitation od razu przychodzi człowiekowi do ręki, pierwsza łydka i ona już się ustawia. Na rozgrzewce także daje z siebie wszystko, nie trzeba jej pilnować tempa, bo ona od razu idzie żwawo i energicznie, czasem trzeba ją wręcz wstrzymywać, żeby może jednak najpierw faktycznie rozgrzała mięśnie, a nie na dzień dobry wyciągała się jak koń ujeżdżeniowy a grand prix bo jeszcze sobie coś naciągnie.

INNE KONIE A CARMELITATION
Na samym początku może próbować wyrywać i podjeżdżać do innych koni, ale te zazwyczaj ją ignorują, a jak jakimś cudem nie mają dość Cary i jej szczylowatych zachowań, po prostu poświęcą sobie chwilę uwagi i można wracać do treningu. Carmelitation nie jest chamska dla innych koni, nie przeszkadza jej ich obecność i nawet, jak jakiś jej wpadnie na zad, ona nie zareaguje i będzie się zajmowała sobą i swoim jeźdźcem.

TRENING SKOKOWY
Uwielbia trenować, cieszy się za każdym razem. Najpierw, zanim w ogóle zacznie skakać, zaciekawionym wzrokiem przygląda się przeszkodom, trąca drągi noskiem, jakby były jej przyjaciółmi i cieszy się już samym faktem, że może przebywać na parkurze. A jak jeszcze może skoczyć to już w ogóle radości nie a końca. Lubi się wyrwać do przeszkody, trzeba to mieć z tyłu głowy, że mimo bycia całkowitym derpem, to wciąż córka Paranoiczki, ma jej technikę, ma jej siłę i ma jej zapał do skoków i będzie się rwała na przeszkody, żeby już móc być w powietrzu, już móc skoczyć. Całe szczęście nie ma w dupie człowieka, jak to Paranoja ma w zwyczaju i faktycznie da się ją pokierować, da się ją skrócić bez konieczności wprowadzania na koło i uspokajania na nim. Można z nią współpracować, ona chce, żeby jeździec z nią współpracował, i gdy tylko poczuje, że jest wstrzymywana… No najpierw spróbuje dalej się rwać ale gdy poczuje to drugi raz, to zwolni i posłucha się sygnałów. Zawsze staramy się jej urozmaicać treningi, żeby się nie znudziła. Dobrze, że aż tak bardzo kocha skoki przez przeszkody i nie chcemy tego zabić powtarzalnymi treningami. Staramy się te jej miłość i pasję jeszcze bardziej wspierać, ciągle stawiając przed nią nowe wyzwania, kolorowe przeszkody, dziwne kształty przeszkód, nowe trasy, ciekawe ćwiczenia, a ona za każdym razem wręcz promienieje gdy je widzi i może na nich ćwiczyć.

LONŻA
Może i lonża nie jest najbardziej emocjonującym zajęciem, ale Cara się tym nie przejmuje. Jest skupiona na ustawieniu się poprawnym, rozumie, że po to chodzi na lonży, a także na poleceniach człowieka. Nie sprawia żadnych problemów, czasem sobie podskoczy zadowolona z siebie, ale to w sumie tyle. Lubi pracować z człowiekiem, więc nawet chodzenie w kółko jakoś jej szczególnie nie rusza i po prostu robi to, co do niej należy.

TEREN
Jadąc z nią w teren trzeba przygotować się na to, że ten powinien trwać co najmniej trzy godziny, albo i jeszcze więcej. Cara kocha tereny, uwielbia zwiedzać najnowsze zakamarki, odkrywać leśnie ścieżki czy po prostu galopować po piasku. Nic jej nie rusza, niczego się nie boi i idzie odważnie do przodu. Jeżeli cos przykuje jej uwagę, nie spłoszy się a będzie chciała tam podejść i to zbadać, więc trzeba też się liczyć z tym, że może zatrzymać się w środku galopu tylko po to, by stępem podejść do jakiejś norki królika, do której ten niedawno wskoczył. Uwielbia grzebać kopytami w morzu, jak tylko zobaczy większą rybę też będzie próbowała za nią ganiać i iść coraz głębiej do wody, w ogóle niczym się nie przejmując, trzeba ją powstrzymywać, żeby zaraz nie zaczęła się pławić. To poszukiwaczka przygód i odkrywca nowych tras. Jeżeli szukamy jakiś fajnych ścieżek na tereny, oczywistą decyzją jest właśnie Cara, która jakby zobaczyła przemarsz strzelającego z armat wojska, to pierwsze co pewnie podeszłaby do armaty i sprawdziła, jak ją się odpala.

OGÓLNIE NA ZAWODACH
Ona wie, po co jest na tym świecie, wie, ze została stworzona do wygrywania i nie zaakceptuje niczego innego, na zawodach budzi się w niej prawdziwa Paranoja, pełna pasji i ognia walki, gotowa udowodnić każdemu, że to ona powinna stać na pierwszym miejscu i odbierać złoty medal. Zmiana atmosfery wpływa na zmianę jej aury i to czuć, wszyscy wokół do czują i nawet inne konie. Z derpa staje się prawdziwą królową parkuru i nikomu nie pozwoli tego podważać.

ZACHOWANIE W PRZYCZEPCE
Lubi wchodzić do przyczepki, bo przyczepki to ciekawe miejsce, jeżeli i człowiek tam wchodzi, tak samo koniowozy. Problem pojawia się gdy człowiek wychodzi, a ona nie może. Wyskoczyła nam już raz z konowozu, mocno go przy tym uszkadzając. Musimy mieć więc pewność, że będzie miała zajęcie, preferowalnie i maść uspokajającą, żeby przypadkiem nie zdecydowała się czegoś głupiego odwalić w trakcie jazdy. Często wieziemy też z nią jej końskich przyjaciół, nawet jeżeli oni sami nie startują, tylko po to, by miała towarzystwo w koniowozie, którym się zajmie i nie postanowi skakać w trakcie jazdy.

ZACHOWANIE NA ROZPRĘŻALNI
To już jest na zawodach, a więc ona jest królową. Kończy się dzieciakowanie, szukanie ciekawych rzeczy, zaczepianie koni. Jest w pełni skupiona, wchodzi w jakiś stan zen normalnie gdy jest na zawodach. I konie czują po niej, że mają nie podjeżdżać, ona nie przyjechała tutaj się bawić, ona przyjechała tutaj startować. Szybko oddaje się całkowicie pod rękę jeźdźca i rozgrzewka z nią to przyjemność, rozluźnia się szybko i pozwala rozciągnąć się wszystkim swoim mięśniom bez pajacowania, wyczula się dodatkowo na kontakt i jest gotowa, jest gotowa na wszystko, co nadejdzie po rozgrzewce.

ZAWODY SKOKOWE
A nadchodzą skoki i ona doskonale to wie i rozumie. Wjeżdża na parkur jakby już wygrała, nie przejmując się ani tłumem, ani aparatami, patrzy się kalkulacyjnie na przeszkody, mądrze, z pomysłem, a jej mięśnie drżą pod jeźdźcem z napięcia, bo mimo tego że idzie w idealnej postawie, energia, radość, ekscytacja i ten ogień rywalizacji już w niej szaleją. I wystarczy ta jedna łydka, a ona wypruwa do przodu, jakby się z kimś ścigała, to córka Paranoi. Choć można w to wątpić po jej codziennym zachowaniu, gdy tylko wjeżdża na parkur nie pozostawia tych wątpliwości, ten dziki galop, to spojrzenie na przeszkodę, jakby chciała ją zabić, a nie przez nią skoczyć, gotowa do jej zaatakowania. Szaleje na parkurze, niesamowitym tempem, ale ona nie rwie jak głupia, chociaż jej galop jest cholernie obszerny i szybki, jest też rytmiczny, to nie są randomowe kroki jak jej akurat pasuje, to jest jej tempo, jej odziedziczone tempo płynące w jej ognistej krwi. Mimo że pędzi, jej przejazd wygląda niesamowicie płynnie, jak malowany jednym pociągnieciem pędzla, bez szarpań, bez narowów, po prostu ona, pęd wiatru i idealne wejścia w skoki. A jak ona skacze! Ona nie tylko została cieleśnie do tego stworzona, cała jej dusza chce skakać. Ona kocha to robić i przy niczym innym tak nie jaśnieje, jak właśnie przy skokach, wtedy może być w pełni sobą, gdy szybuje nad przeszkodę z szalonym zapasem, gdy ląduje miękko, stabilnie, gdy tylko wraz z dotknięciem przednimi nogami piasku jest już gotowa do kolejnego biegu. Odziedziczyła niesamowitą siłę wybicia, balans i kontrolę nad własnym ciałem, wyrobiła sobie świadomość własnego ciała i jego możliwości i korzysta z tego wszystkiego, by odmalowywać w powietrzu cuda swoimi skokami. A przy tym wszystkim jest dokładna i precyzyjna, to perfekcjonistka, która chce każdy skok wykonać idealnie, z idealnego wybicia, na idealnej paraboli, z idealnie schowanymi prze sobą nogami, żeby niczego nie zrzucić, nie, żeby przy tym jej nadidealnym zapasem do było możliwe. A do tego wszystkie jest w harmonii z jeźdźcem, słucha się go, jak maszyna odpowiada na najmniejszą zmianę na kontakcie, jest gotowa zareagować natychmiast i stworzyć z nim idealną, niepokonaną i niezrównaną parę na parkurze.


TRENINGI (0)

SKOKI
  1. -


ZAWODY (3)
  1. I miejsce w skokach klasy GP, 20thIAHF >
  2. I miejsce w skokach klasy CC, Hipodrom Paris >
  3. I miejsce w skokach klasy CC, Hipodrom Paris >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz