Wiedzieliśmy, że nic nie może pójść źle, kiedy pokryjemy naszą Black Caviar również naszym ogierem The Loki's Army, bo co mogloby pójść źle? Jego matka to wielokrotna mistrzyni torów i wyścigów prestiżowych. Z klei jej ojcem jest sam Mars Army, ogier, który na Triple Crown przekroczył metę równo z Hero of War, także wielokrotny zdobywca pierwszych miejsc. Ojcem naszego ogiera jest także wielokrotny złoty medalista wyścigów, który za matkę ma Mars Colony, klacz z diamentowym odznaczeniem za wyścigi. Klacz podbijającą jedne z najważniejszych podiów w swoich latach kariery i klacz, która zrodziła wielu championów. Ojcem The Loki's Army'ego jest American Hybrid, prawdziwa klasa jeżeli chodzi o rodowód, pełen dawnych, ważnych sław. Sam kary zdążył swego czasu udowodnić o swojej wartości na torze, a jego rodzice już dawno zapisali się na kartach historii. Zarówno I'm Hybrid jak i American Lion były niesamowitymi sprinterami. Z takimi rodowodami wszystko musiało pójść dobrze.
W lipcu, dwa dni przed moimi urodzinami, Black Caviar wydała na świat przepięknego konia, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Ogierek już w pierwszych chwilach swojego życia w nowej rzeczywistości chciał wstać i zacząć robić to, do czego jego ciało i dusza zostały stworzone - biegać. Oczywiście, mając dopiero kilka chwil na karku, wyglądało to bardziej jak pokraczna próba utrzymania równowagi, jednak liczyło się jego chęci.
Od samego początku ten maluch, który szybko maluchem być przestał, skradł serca wszystkich pracowników stajni. Był tak niezwykle otwarty na świat i przyjazny, że aż trudno było uwierzyć, że wychowuje do Black Caviar. Chciał widzieć wszystko, chciał wszystko poznawać i doświadczać wszystkiego. Nie było w nim ani cienia strachu czy nieufności, kiedy zaczynaliśmy podstawowe przyzwyczajanie do wyprowadzania na zewnątrz, na padoki, naukę kantarowania, czyszczenia czy podawania kopyt. Wszystko robił z ogromnym sercem i miłością, chcąc po prostu zadowolić swojego człowieka. I to podejście ani na chwilę nie zmieniło się przez całe jego dorastanie. Był zawsze ciekawy świata i gotowy do nauki dla człowieka, cieszył się, kiedy mógł się uczyć i chyba jedyna jego bardziej ulubiona chwila to ta, w której mógł biegać po padokach i ścigać się z innymi źrebakami. Gdy podrósł nauka zakładania ogłowia i siodła były czystą formalnością, wyglądał to tak, jakby ten koń po prostu urodził się ujeżdżony, zupełnie jak tinkery. Ani ogłowie ani siodło nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia, zupełnie nie reagował na nacisk na plecy, kładzioną na niego wagę, aż w końcu i ciało ludzkie na nim. Wystarczyło dać mu wyuczone sygnały z ziemi, by ruszył oraz używać ich razem z łydkami, by w kilka chwil załapał, czym ma skutkować dodanie łydki. Koń ten po prostu kochał nas zaskakiwać na każdym kroku i udowadniać, jak czystą i wspaniałą duszą jest.
The Loki's Son to koń, z którym spędzanie czasu to najprawdziwsza przyjemność. Jest tak nieziemsko ufny i przyjacielski, on po prostu pragnie spędzać swój czas z człowiekiem i go zadowalać. Patrząc na jego zachowanie z ręki naprawdę trudno jest uwierzyć, że to koń wyścigowy i to taki z turbodopalaczem i niezłamanym duchem zawodnika. Gdy tylko jest prowadzany na kantarze i uwiązie, to prawdziwe wcielenie anioła i można z nim zrobić wszystko. Często wyprowadzamy go na spacery zupełnie jak psa, z naszymi psami, wiedząc, że ten nic głupiego nie zrobi. Nie płoszy się, nie boi, całkowicie ufa człowiekowi i wie, że uciekać dopiero należy, kiedy jego przewodnik tak zarządzi. Nie ma w tym koniu cienia złośliwości, nigdy nie próbuje dominować nad człowiekiem, a jedyne, czego od niego oczekuje to trochę miłości, czułości, poświęcenia czasu i zrozumienia, dla jego końskich sygnałów. Jest on bardzo "rozmownym" koniem i całą swoją mimiką i mową ciała nawiązuje dialog z człowiekiem, gdy ten tylko jest obok. Uwielbia towarzystwo ludzi, bardzo ceni sobie wszystkie interakcje z nimi, dla nich zrobi wszystko.
Do innych koni Sonny podchodzi z taką samą otwartością i ciepłym sercem jak i do ludzi. Czasami odwiedzający nie wierzą nam, że ten koń to ogier. Jest bardzo spokojny, nie lubi sporów w stadzie, jest niezwykle ustępliwy i nie ma w nim ogierzych zachowań, ani chęci dominacji (no dobra, ta pojawia się dopiero na torze). Jest wolnym duchem skorym do zabawy i harców, a przy tym po prostu koniem do rany przyłóż, który jest przekochaną kluseczką, chcącą mieć swoich kopytnych przyjaciół wokół siebie. Mam wrażenie, że bez względu na gatunek, płeć czy temperament drugiego konia, Kodak byłby w stanie każdego zaakceptować w swojej obecności i cieszyć się jego bliskością.
Na treningach Sonny jest tak samo cudownym koniem, jak przy pracy z ręki, aczkolwiek trzeba się go mocniej trzymać, bo może zdmuchnąć z siodła. Nie ma dla niego znaczenia, czy biega na treningu czy na wyścigach, zawsze biega na serio i całym swoim sercem, korzystając ze wszystkich swoich technik. Ma bardzo dużą samoświadomość i świadomość swojego ciała, działania i ruchu swoich mięśni, jest w stanie sam ustawiać tempo bez pomocy jeźdźca i je zmieniać, wycofywać się i w odpowiednim czasie przyspieszać. Na treningach jest bardzo skupiony i zawsze czujnie uważa na to, czego się od niego oczekuje. Jeżeli prowadzimy trening wytrzymałościowy, nie będzie chciał na chama biec na łeb na kark, a będzie podążać za sygnałami swojego jokeya, odpowiednio wykonując ćwiczenia.
Zapakowanie go do przyczepki nie stanowi żadnego problemu. Lokis jest w stanie tak długo wejść do każdego, najciaśniejszego nawet i najciemniejszego zakamarku, jeżeli tylko wprowadzi go do niego człowiek mu znajomy. Może podróżować długie dystanse, będąc w przyczepce zupełnie sam. Gdy jedzie się z nim, on skupia się jedynie na balansowaniu swojego ciała, nie denerwuje się, nie kopie, nie wykazuje żadnych niebezpiecznych zachowań, gdyby nie kwestie czysto bezpieczeństwa, można by go odwiązać w przyczepce. Chociaż jest bardzo grzeczny w trakcie podróży, warto i tak zamontować mu jakąś zabawkę żeby się nie nudził, nie, że z nudy mógłby zrobić coś głupiego, on bardzo dobrze wie, czym jest kultura w podróży. Zabawkę warto zamontować jedynie dla jego zadowolenia psychicznego, w końcu tak będzie mu milej spędzić drogę.
To jeden z najbardziej niesamowitych koni wyścigowych, jakie miałam okazję kiedykolwiek oglądać. Zaczyna wyścig, jakby cały świat i wszystko wokół się dla niego nie liczyło, jakby samo bieganie miał głęboko i daleko i robił to jedynie od niechcenia. Potrafi być nawet dwadzieścia dwie długości za stawką, galopując jakby reszta nie istniała, jakby dla własnej uciechy a nie dla wygranej. I wtedy następuje ten moment, kilkadziesiąt metrów przed ostatnim zakrętem, jedno dodanie łydki, jedno oddanie wodzy i zawodnicy zastanawiają się, czy właśnie obok nich przebiegła reinkarnacja Sekretariata. Nie ma się nie mieć dreszczy na skórze gdy nagle, kiedy przez cały czas nie było go nawet w polu widzenia, zaczyna swój szalony sprint do mety, jakby zupełnie nagle tylko ona nabrała w jego oczach znaczenia. Jego prędkość końcowa jest wręcz szalona, kiedy nie tylko w kilka sekund zmniejsza odległość dwudziestu dwóch odległości, a jeszcze dodatkowo robi dodatkowe, tym razem między sobą a resztą stawki. Dawno nie widziałam tak płynnie biegnącego konia, jego cwał nie jest szarpany, bardzo gładko wchodzi w coraz to większe prędkości, jakby wcale nie zauważał, do jakiś liczb jest w stanie dojść swoim biegiem. Gdy tylko wychodzi na prostą jego przyspieszenie w stronę mety zapiera dech w piersiach. Nie tylko to jest jednak godne podziwu i zachwytu, koń ten naprawdę potrafi cwałować, ma przepiękną, szeroką foulę, bardzo rozciągliwą i daleko, jakby całe jego ciało biegło, jakby pędził każdą komórką, z której jest stworzony. Za jego niewiarygodne przyspieszenie i jego utrzymanie odpowiada także jego naprawdę dobra, wysoka akcja kolanowa, która pozwala mu na ten szalony manewr i zapewnia ogromną prędkość. Jego oszałamiający rodowód także ma w tym swoją rolę. A co najważniejsze, ma do tego serce. Mógłby być najlepiej zaprogramowaną maszyną do biegów, a nic by to nie dąło bez poświęcenia, którego ten koń ma wiele. On kocha biegać, robi to całym sobą, całe jego ciało biegnie i napędza jego mięśnie do przyspieszenia, jego serce bije, żeby pędzić. By nie tylko wyjść z dystansu dwudziestu dwóch długości, ale jeszcze robić ich po cztery pięć na prowadzeniu, tego nie wykona żaden koń, który nie kocha całym sercem tego sportu. The Loki's Son daje w swój spryt wszystko, ma niesamowicie dużo siły i jeszcze więcej samozaparcia, a jego szalone prędkości i finisze tylko to potwierdzają.