Ariana dla WS | Blogger | X X

niedziela, 17 listopada 2019

Legend of War WM


GALERIA |

LEGEND OF WAR WM
Mongolian Khan
*Black Caviar x *Hero of War
04. 02. 2018 r.

Imiona stajenne: Legend, Złośnik, Mongolian Khan, Khan, mój Chłopiec
Znaczenie imienia: Legenda o wojnie

Rasa: Koń pełnej krwi angielsiej
Płeć: Ogier
Maść: Ciemnogniada
Odmiany głowa: -
Odmiany przednie: -
Odmiany tylne: -

Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist

Ilość gwiazdek: 0
Wyścigi: płaskie
Pokazy
Wystawy
Hodowla


OPIS

Po głowie od dawna chodził pomysł zarówno Blaze'owi, jak i mi. Pomysł, który już kiedyś się udał. Aby pokryć którąś z naszych klaczy fenomenalnym ogierem *Hero Of War. Już raz się nam to udało, jednak sprawa nie należała do najprostrzych. Kontakt z właścicielką tej wyścigowej legendy ciężko było nawiązać. Jednak w końcu Mediolan dostała jeden z naszych licznych SMS i udało się. Bo zapłaceniu odpowiedniej sumy mieliśmy ojca naszego przyszłego źrebaka. Pozostało tylko wybrać matkę. Mieliśmy dwie niesamowite klacze do wyboru - *Mars Colony oraz *Black Caviar. Dywagacje, głosowania, burze mózgów oraz kłutnie z rzucaniem nożami trwały długo. Jednak w końcu wybraliśmy *Black Caviar. Zarówno ona jak i *Hero Of War to konie szybkie i wytrzymałe. Mogły spłodzić takiego samego źrebaka.
Ta ciąża naszej kochanej klaczy dłużyła się niemiłosiernie. Wszycy najchętniej kilka razy dziennie by jej robili USG, żeby tylko zobaczyć co tam u przyszłego championa. Kochaliśmy go zanim jeszcze się narodził. To w końcu dziecko dwóch niesamowitych wyścigowych koni! A *Black Caviar jadła podczas tej ciąży tyle, że myśleliśmy, że wyjdą z tego bliźniaki. Weterynarz, choć zawsze zadziwiany przez nas danymi o ilości sporzytej paszy, zapewniał, że będzie jeden koń. A my w myślach zawsze dodawaliśmy mu przydomek "fantastyczny", "nieziemski", "boski". Wiedzieliśmy, że to będzie coś wielkiego. Przyszła legenda. Legenda na wojnie o panowanie o tor. Stąd właśnie wzięło się jego imię.
Urodził się pewnego lutowego poranka. *Black Caviar dzień wcześniej była bardzo niespokojna, wiec robiliśmy sobie w nocy przy niej warty. Nawet Ruska przyjechała! Aż w końcu na naszej zmianie Black zaczęła rodzić. Zwołaliśmy wszystkich, zadzwoniliśmy po weterynarza i czekaliśmy. Ciemnym rankiem w naszej stajni zawitał przepiękny, ciemnogniady ogierek. Był wielki! A w jego oczach od razu dostrzegliśmy "to coś". Wstał bardzo szybko i zaczął stawiać swoje pierwsze, chwiejne kroki. Nasz piękny, silny ogier.
Legend rósł jak na drożdżach, pewnie przez to ile jedzenia potrafił pochłonąć. Najpierw Black Caviar powiększyła swoje ilości paszy, żeby narobić z wytwarzaniem mleka. Później już sami musieliśmy wyrabiać się z dokupowaniem jedzenia... Nie wiem jak można tyle jeść, no ale, nasz budżet musi trochę pokwiczeć. Ogier od początku okazał się być bardzo agresywny i zaciekły. Tylko ja i Blaze mogliśmy podejść do niego bez strachu, czasem nawet zyskując zgodę na mizianie. Ale reszta? Nie pozwalał się prowadzić na apstwisko, stawał dęby, wyrywał ręce szybkim pędem, groził zębami. Więc i my od jego maleńkości mieliśmy obawy, kto będzie jeździł na tym koniu? Bo że ktoś będzie musiał jeździć, wiedzieliśmy na pewno. Koń był bardzo szybki i wytrzymały, ścigał się z innymi źrebakami na pastwisku, gdy tylko przyszła mu na to ochota. I gdy my uznaliśmy, że nie zrobi krzywdy innemu źrebakowi. Był bardzo zaciekły i walczył o swoje w kazdym z jego pierwszych mini-wyścigów po łąkach.
Zajeżdżanie było jedna wielką tragedią. Mogłam to robić tylko ja, bo nikt inny nie był w stanie zbliżyć się do niego na odległośc pięciu metrów. Co dopiero z siodłem w rękach. To były tygodnie z join up, tygodnie oswajania go ze sprzętem i próbą wytłumaczenia, że ten sprzęt nic mu nie zrobi. A on za wszelką cenę się upierał i dosadnie pokazywał, że król siodła nie nosi. Lecz i tym razem cierpliwość wygrała i mogliśmy zaczac naukę chodzenia pod siodłem. Któa to była już o wiele przyjemniejsza. Choć początki były ciężkie, w końcu zaakceptował mnie w swoim siodle i naprawdę dobrze się uczył. Wtedy właśnie stwierdziłam, że przecież nie może być tak źle i na pewno jakiemuś jeźdźcowi pozwoli na sobie siedzieć w trakcie wyścigu. Niestety się myliłam. O ile ja mogłam na niego wejść, nikt inny już nie. Przez tego ogiera dwóch naszych jockeyów zrezygnowało z pracy u nas. Byliśmy w tragicznym położeniu. Ja nie mogłam wiecznie jeździć na Legendzie. Tym bardziej na zawodach. Byłam na to za wysoka. I wtedy zjawił się on. Derek Hale szukał pracy i przy okazji miejsca w którym mógłby się ukryć. Woleliśmy nie wnikać przed kim. Okazało się, że jeździć konno potrafi, a z jego charakterem i zaparciem mógłby i wysiedzieć na Legendzie. Co prawda on także był za wysoki i zbyt mocno zbudowany, by móc jeździć z nim na zawody, ale przynajmniej mieliśmy na razie kogoś do treningów. Gdy Derek próbował go osiodłać, koń postanowił pokazać mu jak bardzo zły ruch zrobił. Myśleliśmy, że będziemy musieli opłacać pogrzeb, ale nie. Facet sobie poradził! Rozgrzewka była jeszcze gorsza. Nigdy nie widziałam, żeby koń z taką nienawiścią próbował kogoś z siebie zrzucić, nawet podczas zajeżdżania. Baliśmy się, że koń nie tylko połamie Dereka, ale i samego siebie. Lecz i tym razem pracownik sobie poradził. Nawet udało się tego ogiera zapakować do startmaszyny. A gdy trening rozpoczal się na dobre i ruszyli... Dereka trzeba było zawieźć do szpitala ze złamaną ręką. Baliśmy się, ze nie dość, że nasz nowy pracownik odejdzie, to jeszcze poda nas do sądu za łamanie wszelkich zasad BHP, praw człowieka i pewnie kilku waznych punktów konstytucji. Ale nie! On po dwóch miesiącach wrócił do stajni zwarty i gotowy. Jak widać nie ważne jakiego gatunku, facet pozostanie facetem. Najpierw Derek i Legend dali sobie po mordzie, ale teraz byli kumplami. Choć ja to wolę sobie tłumaczyć w ten sposób, że zasłużył sobie na jego szacunek. Jak zwał tak zwał, najważniejsze, że mieliśmy jeźdźca treningowego. Który dodatkowo polecił nam Tylera, jockeya, który może dałby radę z tym koniem na zawodach, ale to to już zupełnie inna historia.
Legend w stosunku do ludzi jest... potworkiem. Albo raczej godzillą, jeżeli mamy choć w połowie trzymać się faktów. Na każdym kroku pokazuje jak bardzo to ON jest królem i nie wolno tego faktu podważać. Nawet samo spojrzenie na jego majestat to największy błąd życia! Są tylko trzy osoby, które nie tylko akceptuje, ale i lubi. Mnie ponieważ znamy się od źrebaka, spędzałam z nim każdą wolną chwilę i kochałam, nawet jako tego niebezpiecznego królewicza. A miłość rodzi miłość. To jest mój mały chłopczyk i nic tego nie zmieni. Blaze'a, ponieważ go szanują wszystkie konie, to takie chodzący samiec nad alfa. Legend jest prawie nad alfą, gdyby nie było Blaze'a. No i ostatnim jest Derek, kumple od serca i w ogóle coś, co nie miało prawa się zdażyć, ale jak widać cuda jeszcze istnieją. Skopali sobie nawzajem tyłek, jeden drugiego uderzył batem, drugi pierwszemu złamal rękę, a później stali się bromancem i w ogóle. Jest też w stanie zaakceptować Tylera, swojego jeźdźca na zawody, aleo tym później.
W stosunku do innych koni również nie jest kolorowo. Nie można go wypuścić z innymi ogierami, bo poleje się krew. Z bardziej pewną siebie klaczą też. Nawet potulnego, poddanego konika lepiej nie narażać na jego udowadnianie byciem samca alfa. Na treningach musi być oddalony od innych koni o absolutne maksimum. On robi rozgrzewkę w jednym końcu toru, reszta koni w drugim. Uznajmy, że wtedy jest w miarę bezpiecznie. Konie, które są obok niego i naprzeciwko niego w boksie dobieraliśmy z największą uwagą. Ale i tak dla bezpieczeństwa boks Legenda obkleiliśmy pianką, jakby chciał kopać w ściany za złości. Bardzo trudny koń.
Mongolian Khan to jeden wielki diabeł jeśli chodzi o przyczepki czy prezentacje. Nienawidzi jeździć przyczepką i najchętniej rozniósłby ją w drobny mak. Dlatego któreś z jego trzech ludzkich pupili musi siedzieć z nim w przyczepce dla dwóch koni. Jedna przegroda dla niego, druga dla człowieka. I całą drogę go pilnować. Częśto z Blazem i Derekiem siedzimy tak na zmianę. Wprowadzenie go to też jest sztuka. No ale nikt z łatwością nie wprowadzi do przyczepki konia, chodzacego na dwóch nogach, ach, moje dziecko. Za to prezentacja to też jest świetna historia, do opowiadania przy piwie. Otóż na prezentacji wskakuje na niego Derek. Wszyscy się oczywiście dziwią, że chcemy konia z takim facetem na grzbiecie. Dopiero tuż przed zapakowaniem koni do bramek Derek zsiada, staje przed naszym Khanem, bardzo go uspokajając, a na jego grzbiet wskakuje Tyler. Oczywisćie Legend od razu zaczyna się buntować, ale Derek za każdym razem tłumaczy mu, że wszystko będzie okej i dzięki temu wygrają. Jak widać do konia to przemawia, więc pomysł wcale nie był głupi.
Wyścigi to jego całe życie. Śmiejemy się, że gdyby Secretariat i Seabiscuit mieli dziecko, to wyszedłby właśnie z tego nasz Legend of War. I nie, nie rozmyślajmy teraz jakim cudem ogier może mieć dziecko z ogierem. Khan to ogier nieustępliwy, z ogromną wolą walki. Nie przestraszy się żadnego przeciwnika, ba! Im przeciwnik większy i trudniejszy, tym Legend bardziej chce go pokonać, spojrzy na niego i dostaje dodatkowego ładunku sił. Musi udowodnić, że to on jest lepszy mimo wszystko! Jest stworzony na długie, trudne i ciężkie dystanse. Ma w końcu geny *Hero of Wara, *Black Caviar i *Mars Army'ego. To właśnie po tych dwóch ostatnich odziedziczył niewybredność co do toru. Żadna zamieć czy deszcz go nie powstrzymają. On musi biegać i tylko to się liczy. Legend to koń, który biega bardzo taktycznie. Na początku wyścigu zajmuje mocne miejsce w środku stawki, trzymając dobre, równe tempo. Im bliżej do mety tym bardziej bliża się do początku, spokojni ei niezauważenie przemyka między końmi. Aż w końcu na ostatniej prostej wychodzi na zewnętrzną i dostaje wręcz skrzydeł. Zaczyna dosłownie lecieć, zyskuje dodatkowe ładunki sił, w jego mięśnie wstępuje czysta adrenalina, jego geny, przodkowie wręcz śpiewają mu pieść zwyciestwa, wlewają w serce wolę walki. Rusza z całej sily, zaczyna działać jak maszyna. Tyler i Derek wspólnie stwierdzają, że on nagle zaskakuje, jak lokomotywa, i z tą wielką, ogromną siłą mknie do przodu. Ja także mogę to potwierdzić. Jest bardzo dobrze i silnie zbudowany, ma świetnie rozwinięte mięśnie, bardzo silne i duże. To własnie z nich wychodzi jego ogromna siła, i z jego wielkiego serca pełnego pasji. To z jaką mocą i prędkością uderza kopytami o ziemię, to jak mknie do przodu, na złamanie karku, na pęknięcie serca, byle tylko przebiec metę jako pierwszy. To jak w niesamowicie krótkim czasie jest w stanie wygrać o kilka długości. Rzadko u konia widać tak ogromną pasję i siłę. Jest stworzony by biegać.


TRENINGI (0)

WYŚCIGOWY

  1. -

ZAWODY (1)
  1. 5 miejsce w wyścigu na 1000 m, 20thIAHF >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz